Heniek w klapkach, Janek z Bogiem

Barbara Gruszka-Zych

Wczoraj przeszłam z ubogimi bezdomnymi kawałek ich trasy pielgrzymkowej na Jasną Górę. Dawno nie rozmawiałam z ludźmi tak wierzącymi. Tak wiele stracili, żeby tyle zyskać. Każdy z nich jest pewien, że podczas drogi doświadczy cudu.

Heniek w klapkach, Janek z Bogiem

Poczułam się głupio, bo ja, mająca mieszkanie, pieniądze na koncie, nie raz zapominam, że cuda zdarzają się tu i teraz. Kiedy tylko powiemy z przekonaniem, tak jak siostra Michaela Rak z hospicjum w Wilnie: „Jezu, ufam Tobie”. Uświadomiła sobie, że trzeba wierzyć w to, co się mówi, kiedy niepełnosprawna córka przyjaciół zwróciła jej uwagę, że będąc w zakonie sióstr Jezusa Miłosiernego, wypowiada to zdanie bez wiary. Budowała wtedy dom dla terminalnie chorych, obok miejsca, gdzie Eugeniusz Kazimirowski malował słynny obraz. Dopiero kiedy mówiąc te słowa, autentycznie i do końca zaufała Jezusowi, budowa hospicjum, która wcześniej stanęła w miejscu, ruszyła i wszystko zaczęło się układać.

Idący z charyzmatycznym ks. Piotrem Wenzlem, proboszczem parafii św. Andrzeja Boboli w Rudzie Śląskiej-Wirku, koordynatorem ewangelizacyjnej akcji „Światło w familoku”, już na początku pielgrzymowania doświadczyli cudu. Udało im się wyjść spod mostów, z melin, biednych mieszkań, z samotności i smutku, i ruszyć w drogę, pokazując nam, czystym i najedzonym, jak ufa się Bogu. Przez lata odwracali się do Niego plecami, wstydząc się grzechu, samotności, braku silnej woli, własnego lenistwa. Mężczyźni i kobiety z ogromnym stażem w piciu alkoholu, bez pracy i dachu nad głową, szperający po śmietnikach, którzy teraz zaufali, że Matka Boża jest dla nich jedyną ucieczką. Heniek idzie w klapkach w intencji chorych znajomych. Piotr chce się pojednać z rodziną i zobaczyć wnuczkę. Samotna mama Karina prowadzi za rękę 10-letniego Mateusza i 8-letnią Sylwię, prosząc o zdrowie dla nich. Janek, który 11 lat pił, mówi, że dzięki ks. Piotrowi, który nim się zainteresował, zrozumiał, że życie bez wiary nie ma wartości: - Wtedy człowiek jest istotą żywą, ale bez ducha. Kiedy zacząłem chodzić do kościoła ks. Piotra, jakbym zobaczył Boga. I przypomina słowa: „Błogosławieni, którzy nie widzieli, ale uwierzyli”.

Te kilka kilometrów wspólnego pielgrzymowania to solidna katecheza. Żeby się nie rozczulać nad sobą, kiedy wydaje się, że jest źle, bo jak zwykła mówić mama Krzysztofa Zanussiego: „Jest dobrze, przecież mogłoby być gorzej”. Kiedy żegnamy się przed Złotym Potokiem, zaczyna padać deszcz. Mam nadzieję, że w poniedziałek w Częstochowie zaświeci im słońce. A jeśli nawet nie zaświeci, to przecież niosą je w sercach