Afrykańscy sybiracy

Przemysław Kucharczak

|

Gość Katowicki 15/2016

publikacja 07.04.2016 00:00

– Mama mówiła nam w Ugandzie o czereśniach, że to są takie czerwone kuleczki, które wiszą na drzewach. Człowiek marzył, żeby je kiedyś zobaczyć i skosztować ich – opowiadała o dzieciństwie na Czarnym Lądzie Halina Machalska.

 Po lewej Krzysztof Błażyca z rodziną, po prawej afrykańscy sybiracy z woj. śląskiego i pracownice muzeum w Żorach Po lewej Krzysztof Błażyca z rodziną, po prawej afrykańscy sybiracy z woj. śląskiego i pracownice muzeum w Żorach
Przemysław Kucharczak /Foto Gość

Niezwykłe było ostatnie spotkanie z poświęconego Afryce cyklu „Daleko jest blisko” w Muzeum Miejskim w Żorach. Prowadzi je Krzysztof Błażyca, nasz kolega z „Gościa”, który ten kontynent zna jak mało kto. Krzysztof zaprosił jako gości troje sybiraków „Afrykanów” – dwie panie z Katowic i mężczyznę spod Częstochowy. – Dla mnie było odkryciem, że osoby tak związane z historią Polski i historią Afryki mieszkają prawie po drugiej stronie ulicy, w Katowicach-Brynowie! – mówił dziennikarz.

Krokodyl porywa kolegę

Co w ich losach jest niezwykłego? Danuta Sedlak i Halina Machalska z Katowic są siostrami – z domu Dziedzic. Do ich rodziców należał przed wojną spory kawał Zbaraża. Danuta nie skończyła trzech lat, a Halina nie miała nawet roczku, gdy pewnej nocy w czerwcu 1940 roku przyszli po nie enkawudziści. Zostały wywiezione z mamą na Syberię. – Ja pilnowałam mojej siostrzyczki, a mama szła w las do roboty – mówiła Danuta.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.