Kilar mnie dostał

rozmawia Aleksandra Pietryga

|

Gość Katowicki 01/2016

publikacja 31.12.2015 00:17

Świadectwo nawrócenia. O umieraniu ojca, dziewczynie, która trzy razy podchodziła, i powrocie do Boga przy „Angelusie” z Michałem Fitą

Michał Fita, dyrektor MOKSiR w Kuźni Raciborskiej, radny miasta Racibórz, z książką Barbary Gruszki-Zych „Takie piękne życie. Portret Wojciecha Kilara” Michał Fita, dyrektor MOKSiR w Kuźni Raciborskiej, radny miasta Racibórz, z książką Barbary Gruszki-Zych „Takie piękne życie. Portret Wojciecha Kilara”
Aleksandra Pietryga /Foto Gość

Aleksandra Pietryga: Jest noc przed maturą, gdy umiera Pana ojciec…

Michał Fita: Kiedy ojciec zachorował na raka, długi czas żyłem w nieświadomości. Nawet nie pamiętam tych pierwszych etapów choroby… Nie było mnie wtedy przy ojcu, przy mamie. Ona często denerwowała się, że traktuję dom jak hotel, jak noclegownię. Rzeczywiście, w domu byłem bardziej gościem. Uciekałem też od myśli, że tata umiera. Nie pytałem mamy, jak bardzo jest chory, jak ona się z tym czuje. Nie miałem pojęcia, co przeżywa. A jej musiało być bardzo trudno. Całymi dniami i nocami siedziała w szpitalach, była wyczerpana. Do tego docierała do niej świadomość, że on umiera, że ona w wieku 41 lat zostanie wdową! To było małżeństwo bardzo mocno związane ze sobą. Mama była absolutnie zakochana w tacie. A on w niej. Pamiętam taką sytuację. Byłem wtedy po ósmej klasie, kiedy tata zabrał mnie i mojego kumpla na pieszą wycieczkę po górach. Plan był taki, żeby wędrować szlakami przez dwa tygodnie. Ale już po kilku dniach tata znalazł jakiś pretekst, żeby wrócić do domu. Myślę, że tak mocno się stęsknił wtedy za mamą. I to musiał być ogromny cios dla niej, kiedy ojciec zachorował i zmarł.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.