Idą po żywych

Aleksandra Pietryga

|

Gość Katowicki 49/2015

publikacja 03.12.2015 00:00

W ratowniczym żargonie „pierwsza skórka” oznacza pierwszą śmiertelną ofiarę wyciągniętą przez ratownika spod ziemi. Czasem ciało przysypanego kolegi jest zakleszczone i nie można go wyjąć. Z bezsilności chce się wyć. Wtedy mówię: „Dej pokój, chopie. Popuść. Tam na wiyrchu dzieci na Ciebie czekają. Trza Ci godziwy pogrzeb zrobić”. I nagle ciało cudem wiotczeje, puszcza…

Idą po żywych HENRYK PRZONDZIONO /Foto Gość

Adam Stefański, emerytowany ratownik, w czynnej służbie przepracował 17 lat. Przeszedł długą drogę, od ratownika przez zastępowego, aż do mechanika sprzętu ratowniczego. Miał szczęście: nigdy nie musiał wyciągać zmarłego górnika.

Inni nie mieli takiego „szczęścia”. Jak choćby ratownicy, którzy w czerwcu 2015 roku wyciągali zmarłych kolegów po tąpnięciu w kopalni „Wujek” Ruch „Śląsk” w Rudzie Śląskiej. To była najtrudniejsza z akcji poszukiwawczych w powojennej historii polskiego górnictwa.

Trwała przez prawie dwa miesiące. Ratownicy, leżąc na brzuchu, wybierali odłamki skalne, chcąc dotrzeć do zaginionych. Mieli świadomość, że górotwór cały czas „pracuje”, słyszeli głuche dźwięki, wiedzieli, że wystarczy kolejny lekki wstrząs, a oni sami zostaną zmiażdżeni. - Wtedy myśli się tylko o jednym: uratować ludzi - mówi Adrian Idzik, który brał udział w tej akcji. - Nadzieja jest zawsze, że idzie się po żywych.

Dostępne jest 12% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.