Nasi na kanonizacji rodziców św. Teresy

ks. Piotr Kontny

publikacja 19.10.2015 09:20

36 godzin w autobusie, 18 - pieszo w Rzymie, 6 - na modlitwie w Watykanie, ale było warto! Dla wielu to pielgrzymka życia. Ludwik i Zelia Martinowie stali się świętymi na ich oczach.

Nasi na kanonizacji rodziców św. Teresy Domowy Kościół w Rzymie archiwum prywatne

Rodzice świętej Teresy z Lisieux to pierwsze małżeństwo niemęczenników wyniesione na ołtarze.

Pielgrzymka Ślązaków zorganizowana została przez Domowy Kościół Archidiecezji Katowickiej. Jej uczestników przed drogą pobłogosławił bp Adam Wodarczyk.

Wspólną intencją była modlitwa za II Synod Archidiecezji Katowickiej. Właśnie w sobotę 17 października na sesji plenarnej w Katowicach poruszane były problemy duszpasterstwa rodzin.

Pielgrzymka wyruszyła autokarem z sanktuarium św. Teresy od Dzieciątka Jezus w Rybniku-Chwałowicach w piątek rano. Sobotni wieczór został wykorzystany na nocny spacer po Rzymie. W niedzielę o 10.15 grupa modliła się na Placu św. Piotra razem z papieżem Franciszkiem, biorąc tym samym udział w kanonizacji rodziców św. Teresy, ks. Wincentego Grossi i s. Marii od Niepokalanego Poczęcia.

Większość pielgrzymów była w Rzymie po raz pierwszy. Mogli m.in. pomodlić się przy grobie św. Jana Pawła II w bazylice św. Piotra. - Udało się nam też pomodlić w bazylice św. Jana na Lateranie, w której natknęliśmy się na próbę muzyczną przed Mszą św. dziękczynną za kanonizację. To tak, jakby rodzina Martinów nie chciała nas opuścić. Na dodatek w bazylice Matki Bożej Większej uczciliśmy duży relikwiarz ich córki - św. Teresy od Dzieciątka Jezus - opowiada ks. Jarosław Ogrodniczak, moderator diecezjalny Domowego Kościoła i przewodnik grupy.

Całe wydarzenie pielgrzymi odczytali jako znak Bożej łaski, ponieważ dla większości z nich była to podróż życia. Wszyscy świetnie poradzili sobie z trudami tej ekspresowej pielgrzymki. Opiekę duchową sprawowali dwaj księża: kustosz sanktuarium św. Teresy, ks. prałat Teodor Suchoń oraz inicjator wydarzenia, ks. Jarosław Ogrodniczak.