W dłoniach trzymaliśmy jego różaniec

Tomasz Klimowicz

publikacja 09.07.2014 14:45

- Byliśmy w miejscu, gdzie żył błogosławiony! Dotykaliśmy rzeczy, których on dotykał... Jego rzeczy! - wspominali młodzi uczestnicy Cammino di Pier Giorgio.

W dłoniach trzymaliśmy jego różaniec Katarzyna Łakomiak

W poniedziałek obudziliśmy się w Oropie. Dosłownie: w sanktuarium, które Frassati tak bardzo kochał. Często odwiedzał obecną tu w głównym ołtarzu antycznej bazyliki czarną figurę Matki Bożej Królowej Gór. Maryjnemu, dobremu wstawiennictwu powierzał to, co było dla niego ważne. A i Oropa jest jednym z takich miejsc, gdzie dobrze być. Panuje w niej niewyobrażalny spokój. Doświadczający go uczestnicy "Cammino" podkreślali, że "chce się tu wracać i spoglądać w czułe oczy Czarnej Madonny. Jak Pier Giorgio! Powierzać Matce, jak on, swoje troski. Ona wie, rozumie i kocha".

My z Oropy udaliśmy się do Pollone. Najpierw dotarliśmy do cmentarza, na którym w 1925 roku pochowano bł. Piera Giorgia. Trwaliśmy na modlitwie przy rodzinnym grobowcu Frassatich. Na cmentarzu w Pollone spoczywają: siostra Frassatiego – Luciana, jego rodzice – Adelajda i Alfred, dziadkowie i najbliżsi krewni. W 1989 roku modlił się tu papież Jan Paweł II, zafascynowany przykładem życia Piera Giorgia, już wtedy przekonany o jego świętości.

W Pollone zwiedzaliśmy też willę Ametis, rodzinną posiadłość Frassatich, budowaną przez dziadków Piera Giorgia, służącą przez lata za miejsce jego wypoczynku. "Byliśmy w miejscu, gdzie żył błogosławiony! Dotykaliśmy rzeczy, których on dotykał... Jego rzeczy! W dłoniach trzymaliśmy jego różaniec. Brakuje słów, by opisać, co czuję w sercu" – mówili potem wzruszeni młodzi ludzie.

Mszę św. przeżywaliśmy wspólnie z grupą z Belgii – z dziewczętami i siostrami ze Wspólnoty "Tiberiade". Były i śpiew, i modlitwa, po nich – wspólna zabawa. Było przekonanie o zawiązującej się przyjaźni, o wielkim w tym dziele udziale bł. Piera Giorgia.