Pielgrzymka obolałych

Karol Kloc

publikacja 12.05.2014 16:42

60-kilometrowy marsz może wykończyć każdego. Ale biorący udział w nocnej pielgrzymce "Na przekór" mimo to znajdują siły by tańczyć oraz modlić się za prześladowanych chrześcijan.

Pielgrzymka obolałych   Pielgrzymka "Na przekór" w drodze na Jasną Górę Stanisław Dacy - Osobie, która w pielgrzymce nie bierze udziału, trudno zrozumieć sens jednonocnego marszu z Piekar Śląskich do Częstochowy. - Spotkałem się już z pytaniami o to, czy zbieramy odznaki turystyczne i czy "robimy sobie jaja" - mówi organizator pielgrzymki Michał Piec. - Ale te 60 km piechotą to nie żart. Trzeba mieć naprawdę poważną intencję, by na coś takiego się zdobyć - dodaje.

Jak co roku pielgrzymi modlili się za prześladowanych chrześcijan - tym razem w Republice Środkowoafrykańskiej. Kazanie w piekarskiej bazylice wygłosił ojciec Zbigniew Kołodziejczyk OFM Cap, który na misjach w RŚA spędził 19 lat.

Pielgrzymka "Na przekór" swoją nazwę wzięła od charakteru całego przedsięwzięcia. - Idzie się na przekór obolałym nogom, czy kumplom, którzy mówią że nie dasz rady - mówi Maciej Łazowski, jeden wielokrotnych z uczestników pielgrzymki. - To charakterystyczne, że idą również ludzie niezbyt wierzący, lub po prostu niewierzący. Rozkład jazdy jest prosty: pierwsze 30 kilometrów - normalny marsz. Następne 10 to wmawianie sobie, że nogi wcale nie bolą. Na 50 kilometrze zaczyna się "głupawka" - ludzie żartują, tańczą i śmieją się z byle powodu. Prawdziwą męką jest ostanie 10 kilometrów. Wtedy nawet niewierzący pyta: "Boże, czemu z nimi poszedłem?". A wierzący może to umartwienie ofiarować w jakiejś intencji - dodaje.

Co ciekawe, wszyscy organizatorzy pielgrzymki to osoby świeckie. Wszystko zaczęło się od spontanicznej inicjatywy 5 kolegów, którzy odbyli tę pielgrzymkę w 2008 roku. Stopniowo przedsięwzięcie rosło i na tegorocznej pielgrzymce było już 230 osób.

- Na tej pielgrzymce my kapłani zajmujemy się tym, co wynika z naszych święceń, czyli sprawowaniem sakramentów: spowiedzią i  Eucharystią. W tym nas nikt nie zastąpi - mówi pallotyn ks. Andrzej Partika, który w pielgrzymce uczestniczył po raz piąty. - Wszystkie sprawy organizacyjne mogą robić świeccy. Zresztą zazwyczaj robią to lepiej niż my - dodaje.

Organizacja faktycznie robi wrażenie. Kolumna samochodów, karetka Maltańskiej Służby Medycznej, zespół kierujących ruchem, wolontariusze, księża, jedzenie dla pielgrzymów. Wszystko to jedynie za dobrowolną ofiarę zbieraną na Mszy św. - Nie można też zapominać o wysiłku wolontariuszy i tych, którzy z nami współpracują "po kosztach" - mówi Michał Piec. - My, na miarę naszych ograniczonych możliwości, też staramy się pomagać. Nasza ekipa kieruje też ruchem drogowym na innych pielgrzymkach, a pielgrzymi w tym roku nosili koszulki z reklamami. Za uzyskane pieniądze bezdomni w Częstochowie będą dostawali jedzenie - dodaje.

Czy za rok odbędzie się kolejna pielgrzymka? - Pewnie tak - mówi Michał. - Prześladowanych chrześcijan, za których trzeba się modlić, na pewno nie zabraknie.

Czytaj także: