To już historia

jj /PAP

publikacja 03.01.2014 10:07

Z centrum Katowic zniknęła kamienica Seiferta. Kto zapłaci za jej rozbiórkę?

To już historia Tu mieściła się grożąca zawaleniem kamienica Joanna Juroszek /GN

Budynek mieścił się w ścisłym centrum miasta, w pobliżu dworca PKP oraz nowo utworzonej Galerii Katowickiej, na rogu ulic Matejki i Słowackiego. Niszczejąca od lat kamienica w ostatnim czasie zaczęła grozić co najmniej częściowym zawaleniem. Na początku grudnia powiatowy nadzór budowlany zamknął pobliską, przelotową ul. Matejki. Następnie - przy udziale służb wojewody - zdecydowano o częściowej rozbiórce zniszczonego stropu i ewentualnie naruszonych przy tym ścian. Ostatecznie zdecydowano się na całkowitą rozbiórkę budynku, która zaczęła się pod koniec grudnia 2013 r. Prace mają potrwać do ok. 10 stycznia.

Janusz Jaworowski z PINB w Katowicach tłumaczył nam, że koszty związane z rozbiórką zostaną pokryte ze Skarbu Państwa, który zażądał procedury postępowej w sprawie późniejszego wyegzekwowania ich od właściciela budynku. Kwestia własności kamienicy jest od lat przedmiotem sporów. Jerzy Seifert kupił ją pod koniec lat 90. ub.w. Do tej pory nie udało mu się jednak doprowadzić do jednoznacznej sytuacji formalnoprawnej nieruchomości. Pierwotni właściciele lub ich spadkobiercy po II wojnie światowej wyjechali do Stanów. W 1960 r. PRL podpisała umowę z USA, zgodnie z którą Stany Zjednoczone otrzymały 40 mln dolarów na zaspokojenie roszczeń obywateli amerykańskich względem naszego kraju za majątek tu zostawiony. Jeżeli w odszkodowaniu ujęty został także budynek przy ul. Słowackiego, to w księgach wieczystych jako właściciel od lat powinien być wpisany Skarb Państwa, a nie kolejne prywatne osoby. Postępowanie w tej sprawie wciąż trwa.

Jak wyjaśnia właściciel, według Skarbu Państwa, nie ma on tytułu prawnego do budynku. Jednocześnie instytucje samorządowe uważają (w oparciu o księgi), że jest właścicielem i nakładają na niego obowiązki utrzymania budynku, a ostatnio rozbiórki.

Kolejny problem budynku związany był z lokatorami, mieszkającymi tam z gminnego przydziału. Osoby te nie płaciły czynszu lub płaciły zbyt niski na to, by pozwolił właścicielowi na utrzymanie obiektu. Przez lata próbował ich eksmitować. W stopniowo opuszczanym i - zgodnie z decyzją prokuratury - ciągle otwartym budynku z czasem pojawili się m.in. narkomani i bezdomni.