Pracowici misjonarze są z Polski

Przemysław Kucharczak

publikacja 15.12.2013 18:43

70 osób przyjechało do Rybnika na spotkanie rodzin misjonarzy, którzy pochodzą z archidiecezji katowickiej.

Pracowici misjonarze są z Polski Abp Wiktor Skworc na spotkaniu z rodzinami misjonarzy w Rybniku, 15 grudnia 2013 r. Przemysław Kucharczak /GN

- Cuda się dzieją, nawet proboszczowie na misje wyjeżdżają – mówił bliskim misjonarzy arcybiskup Wiktor Skworc, wspominając o księdzu Marku Paszku, byłym proboszczu z Gaszowic pod Rybnikiem, który zgłosił się na misje i leci do Zambii. Przy tym słowach, ku uciesze zebranych w domu parafialnym bliskich misjonarzy, zwrócił się do gospodarza spotkania, księdza Franciszka, od blisko 20 lat proboszcza parafii Matki Bożej Bolesnej w Rybniku: - Tak więc wszystko przed tobą!

Monika jedzie do Ugandy

W spotkaniu uczestniczyli rodzice i rodzeństwo misjonarzy. Było też dwóch księży, którzy wrócili z misji. Jeden z nich to ojciec Barnaba Dziekan, franciszkanin od 24 lat pracujący w Republice Środkowej Afryki. W przyszłym roku tam wraca – choć w RŚA trwa krwawa wojna domowa i życie misjonarzy też jest zagrożone. Franciszkanie zostali tam w tym roku obrabowani z samochodów. Drugi obecny na spotkaniu w Rybniku misjonarz to ojciec Stefan Kukuła, werbista, który przez lata pracował w Argentynie, Chile oraz w Rosji.

- Pamiętajcie, na misje się nie wyjeżdża, na misje jest się posłanym – mówił zgromadzonym arcybiskup. Słuchała go m.in. Monika Krasoń, pielęgniarka z Łazisk Górnych, która ma zostać posłana przez archidiecezję katowicką na misje w Ugandzie. Ta młoda dziewczyna, która w zeszłym roku skończyła studia pielęgniarskie na Śląskim Uniwersytecie Medycznym, chce przez najbliższe dwa lata być misjonarką w ośrodku dla niepełnosprawnych dzieci w Gulu w Ugandzie, 6 godzin drogi samochodem od stolicy, Kampali. Pomoże tam w rehabilitacji dzieci, bo jest też masażystką. Będzie także pomagać w sierocińcu i jeździć po wioskach, żeby nieść pomoc ludziom zakażonym wirusem HIV. - Na misje do Afryki chciałam jechać od dzieciństwa. Przez ostatnie dwa lata przygotowywałam się do tego u księży kombonianów, pracowałam też przez miesiąc w sierocińcu w Ghanie. Placówkę w Ugandzie wyznaczyli mi ojcowie kombonianie – powiedziała nam. Wyjeżdża w marcu.

Ryszard, byłeś u spowiedzi?

Arcybiskup katowicki Wiktor Skworc podziękował rodzicom misjonarzy za to, że nauczyli swoje dzieci wiary, ofiarności i pracowitości. - Bo misjonarze też są różni. Jednak polscy misjonarze są na całym świecie na wagę złota – zdradził. - Wiem, jak wielu z was było ciężko, kiedy syn czy córka powiedzieli wam, że chcą jechać na misje. Mama zwykle chciałaby mieć dziecko blisko – dodał. Wspominał słowa rodziców misjonarzy, którzy ostatecznie mówili jednak: „Jak chce jechać, niech jedzie, my oddaliśmy dziecko Bogu”. - Wy ich wspieracie. Wy uczestniczycie w dziele misyjnym Kościoła – powiedział.

W nieoficjalnej atmosferze spotkania „przy kołoczu” abp Skworc wspominał też, jak w Boże Narodzenie roku 2000, jako jeszcze biskup tarnowski, odwiedził polskich misjonarzy w Peru. W czasie jazdy przez przepaściste Andy zapytał wiozącego go księdza: „Ryszard, byłeś przed Bożym Narodzeniem u spowiedzi?” „Byłem” - padła odpowiedź. „To dawaj kierownicę”. Biskup prowadził, dopóki na drodze nie zrobiło się jeszcze bardziej niebezpiecznie. Tego dnia odprawiał niezapomnianą pasterkę i świętował Boże Narodzenie wśród Indian, we wiosce w wysokich Andach.

Archidiecezja katowicka ma w tej chwili na misjach 15 księży i trzech misjonarzy świeckich. Na całym świecie pracuje też około stu braci i sióstr zakonnych, którzy pochodzą z terenu tej archidiecezji.