Bolszewicy na cmentarz

Przemysław Kucharczak

Wreszcie przestanie mi być wstyd za stolicę Górnego Śląska.

Bolszewicy na cmentarz

Bo to nie jest normalne, że przez 24 lata po upadku komunizmu w centrum Katowic - na pl. Wolności - stoi sobie pomnik Wdzięczności Armii Radzieckiej. Za co mamy być jej wdzięczni? Za wywózkę nawet do 90 tys. Ślązaków do pracy na Wschód? Mało który stamtąd wrócił. A może za mordy na cywilach, gwałty, grabieże? Na masową skalę dochodziło do nich po niemieckiej stronie przedwojennej granicy, ale czasem pijani czerwonoarmiści przez pomyłkę zaczynali harce jeszcze po jej polskiej stronie. Jak w Przyszowicach, gdzie zamordowali co najmniej 69 osób w wieku od 10 do 78 lat, w tym więźniów obozu Auschwitz, którzy uciekli z Marszu Śmierci i ukrywali się u Ślązaków. A może mam być wdzięczny za zrabowanie maszyn w śląskich fabrykach czy lokomotyw na kolei (do ich zarekwirowania wystarczało, że była w nich jakakolwiek niemiecka część)? Albo za puszczenie z dymem już po przejściu frontu najcenniejszego górnośląskiego zabytku, czyli kościoła i pałacu w Rudach Raciborskich? Mam wymieniać dalej?

Dlatego uważam, że to wstyd, że ten pomnik wciąż stoi w środku stolicy Górnego Śląska. Doceniam, że władze Katowic podejmują wreszcie kroki, żeby go stąd usunąć (zobacz tekst: Centrum Katowic wolne od Armii Czerwonej). Dobrze, że różne środowiska wciąż przypominały, że to jest konieczne. Była np. akcja „Goń z pomnika bolszewika”.

Cmentarz to dobre miejsce dla takiego pomnika. Tam przestanie być wyrazem sowieckiego panowania nad Śląskiem. Tam będzie go można widzieć jako wyraz pamięci o zwykłych żołnierzach ze Wschodu, których wojna wyrwała z domów. Tych, których wojna zdemoralizowała, i tych, którzy pozostali ludźmi – bo nie zapominajmy, że tacy wśród krasnoarmiejców przecież też byli. Że było wielu sowieckich oficerów, którzy próbowali zapanować nad swoimi pijanymi podwładnymi.

Wielu Ślązaków o tym świadczy. Np. zmarły już Ryszard Nosiadek był świadkiem, jak w Rybniku sowieccy żołnierze ustawili pod murem wszystkich mieszkańców jego domu, w tym jego matkę i siostry. Za co? Bo jedno z mieszkań zajmował tam dokwaterowany na siłę Niemiec. Zanim nadszedł front, Niemiec uciekł w głąb Rzeszy, zamykając wcześniej mieszkanie na klucz. Sowieci włamali się tam i zobaczyli wiszący na ścianie portret Hitlera. Za karę chcieli zabić wszystkich mieszkańców... Mały Rysiek wymknął się w czasie prowadzenia na rozstrzelanie, przeczołgał się pod furmanką i z wielkim płaczem pobiegł po ratunek do oficera. Ten wziął „malczika” za rękę i dał się zaprowadzić na miejsce egzekucji. Zdążyli w ostatnim momencie. Oficer wyciągnął tam pistolet i strzelił swojemu sowieckiemu podwładnemu, prowodyrowi awantury, prosto w głowę. Skoro chciał uratować tę grupę Ślązaków i jeszcze utrzymać dyscyplinę w oddziale, nie miał innego wyjścia.

Nie zapominajmy też o tych żołnierzach Czerwonej Armii, którzy nie dawali się wciągnąć w takie zachowania. Byli mniej widoczni, ale przecież byli. Tysiące sowieckich żołnierzy – i zdemoralizowanych, i świętych, i takich, którzy przynajmniej próbowali zachować na wojnie człowieczeństwo – poległo na śląskiej ziemi i leży na naszych cmentarzach. Wieczny odpoczynek racz im dać, Panie.