Glina

Przemysław Kucharczak

publikacja 05.02.2013 16:32

O podsłuchach, instalowanych na milicji przed wizytą księdza kanclerza Wiktora Skworca, oraz o kradzieży koron z bazyliki w Piekarach Śląskich opowiedział Roman Hula, autor książki „Glina”.

Glina Roman Hula, były Komendant Wojewódzki oraz Komendant Główny Policji Przemysław Kucharczak/GN

W czasach PRL był milicjantem w pionie kryminalnym, pracował w komendzie MO w Piekarach. Jednak we wrześniu 1989 roku Roman Hula z kolegami z piekarskiej milicji wystąpił przeciwko szefowi ich resortu Czesławowi Kiszczakowi. Piekarscy milicjanci napisali list do premiera Tadeusza Mazowieckiego z apelem o oddzielenie Milicji Obywatelskiej od Służby Bezpieczeństwa. Zaczęli też tworzyć Niezależny Samorządny Związek Zawodowy Funkcjonariuszy MO. Roman Hula został jego pierwszym przewodniczącym. W 1990 roku awansował na Komendanta Wojewódzkiego Policji w Katowicach, a w 1991 na Komendanta Głównego Policji.

Ten człowiek napisał książkę „Glina”, która właśnie wyszła w gdyńskim wydawnictwie Novae Res. Opisał w niej sprawy kryminalne, które prowadził w PRL-u, m.in. schwytanie seryjnego mordercy na tle seksualnym, górnika z kopalni „Andaluzja” Joachima Knychały (zabił trzy kobiety i dwie małe dziewczynki, a usiłował zabić jeszcze co najmniej 7 razy). Jest też rozdział poświęcony kradzieży koron z obrazu Matki Bożej Piekarskiej w 1984 roku. – Ta sprawa była dziwna. Uważam ją za prowokację Służby Bezpieczeństwa – mówił na promocji swojej książki w Komendzie Wojewódzkiej Policji w Katowicach. – Do jej rozwiązania powołano dwie grupy dochodzeniowe: jedną milicyjną, którą ja kierowałem, a drugą złożoną z funkcjonariuszy SB. Cała ta sprawa była próbą skompromitowania Kościoła – twierdzi.

Chodziło zapewne o to, że skradzione w Piekarach korony były srebrne. SB chciała rzucić podejrzenie, że księża ukradli złoto. Ciekawe, że od razu po kradzieży zaczęły się więc pojawiać w gazetach artykuły, które to sugerowały. Roman Hula dotarł tymczasem do Jerzego Bieżanowskiego z Krakowa, który te srebrne korony wykonał.

Milicjant dowiedział się, że poprzednie, złote korony, były już uszkodzone, a w dodatku od początku były wykonane niezbyt dobrze. Dlatego ksiądz Antoni Godziek (proboszcz w Piekarach w latach 1947-1973) zlecił Jerzemu Bieżanowskiemu wykonanie nowych koron. Rzemieślnik zgodził się pod warunkiem, że zrobi je ze srebra, bo tylko w tym materiale się specjalizował. Zaproponował, że jego dzieło można później pozłocić. „Najprawdopodobniej korony złote, które uległy zniszczeniu, zostały wykorzystane za zgodą biskupa Bednorza do wykonania innych elementów sakralnych” – napisał Roman Hula. – „Z polecenia zastępcy szefa ds. SB towarzyszyłem ekipie telewizyjnej, która przyjechała z Warszawy do pana Bieżanowskiego. Nagrali reportaż, ale odniosłem wrażenie, że nie zadowoliło ich stwierdzenie pana Jerzego, który powiedział, że gdy proboszcz Godziek przyjechał zamówić nowe korony, przywiózł ze sobą oryginały. Kiedy wracaliśmy do Katowic, zatrzymaliśmy się w przydrożnej restauracji na kawę. Rzekomy redaktor telewizji wyciągał coś z teczki i wtedy wypadł mu pistolet. Speszył się troszkę, mówiąc: – Wiesz, kolego, jesteśmy z departamentu MSW i musimy tak udawać, bo ludzie nic by nam nie powiedzieli.

– OK, nie ma sprawy – odrzekłem.

Wiem, że próbowali już beze mnie spotkać się z panem Bieżanowskim, ale on im odpowiadał, że może to zrobić tylko w mojej obecności”.

W czasie promocji swojej książki Roman Hula opowiadał też o spotkaniu w Komendzie Wojewódzkiej Milicji Obywatelskiej w Katowicach, które odbyło się po kradzieży koron. Zaproszono na nie księdza Wiktora Skworca, który był wtedy kanclerzem kurii, oraz ks. Władysława Studenta, proboszcza z Piekar. – Zanim przyszli, technicy zainstalowali w pokoju mikrofony i kamery, poukrywali je za paprotkami... Na spotkaniu ciągle wracałem do sprawy, kto i kiedy zrobił złote, a kto srebrne korony. Aż ksiądz prałat Student się na mnie trochę zdenerwował: „Co porucznik tylko do tych koron?!”. Ale ksiądz kanclerz Skworc go uspokoił: „Przecież porucznik musi wiedzieć, czego ma szukać”. Był tam pułkownik Frej, a także kierujący drugą grupą dochodzeniową kapitan SB z „Czwórki” [departament do walki z Kościołem – przyp. P.K.] i ktoś tam jeszcze. Wszyscy oni byli dla tych księży bardzo mili, uprzejmi, ale tak aż jakoś... Przesadnie. No i ja wyszedłem w tym towarzystwie na największego łobuza! Bo tylko ja ze szczegółami mówiłem o tych koronach! – mówi.

To, co nastąpiło później, zapamiętał tak: „Natychmiast po tym spotkaniu wezwał nas zastępca szefa ds. SB. Panowie oficerowie prześcigali się w pozytywnej ocenie spotkania z księżmi. Jedynie, jak zgodnie stwierdzili, ja zachowałem się źle i tylko prowokowałem księdza Studenta. Wtedy zastępca szefa ds. SB zapytał ich, czy widzą możliwość dalszych spotkań z księżmi. Przekonywali, że tak, ale mieli zastrzeżenie: porucznik Hula nie może brać już w nich udziału. Wiem, że próbowali zorganizować kolejne spotkania, ale dostali odpowiedź, że ksiądz prałat Władysław Student i kanclerz kurii ksiądz Wiktor Skworc (dzisiaj biskup metropolita katowicki) mogą spotkać się tylko z porucznikiem Hulą.

Sprawa włamania i kradzieży koron nie została wykryta. W 1989 roku dowiedziałem się, że w Dolinie Kościeliskiej będący na przepustce żołnierz znalazł dużą torbę turystyczną, w której były różne wota skradzione z różnych kościołów, w tym i korony skradzione w Piekarach Śląskich”.

Roman Hula „Glina”, Novae Res s.c. 2013