Pikietowali Kongres Ginekologów

Przemysław Kucharczak

publikacja 19.09.2012 20:11

Uczestników Kongresu z całej Polski przywitał pod Spodkiem napis: "Jak zabija się dzieci w pańskiej klinice, profesorze Wielgoś?"

Pikietowali Kongres Ginekologów 19 września 2012 roku, antyaborcyjna pikieta pod Spodkiem Przemysław Kucharczak/GN

Lekarze przyjechali do katowickiego Spodka na XXXI Kongres Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego. Obrońcy życia, którzy zjechali się z Warszawy i kilku miast Śląska, już na nich czekali. Wśród wchodzących do Spodka ginekologów był prof. Mirosław Wielgoś, szef Kliniki Położnictwa i Ginekologii w Warszawie, w której zabijane są chore dzieci do 24. tygodnia ciąży. Ta klinika mieści się w szpitalu, który nosi nazwę... Dzieciątka Jezus.

Obok napisu na banerze było widać zdjęcie profesora Wielgosia, zestawione ze zdjęciem dziecka zabitego w 24. tygodniu ciąży. Ginekolodzy, którzy są aborterami, nigdy nie używają słowa "dziecko" na określenie ludzi, których zabijają. Wolą używać słowa "płód". Przechodnie pod katowickim "Spodkiem" mogli więc zobaczyć sami, czy zakrwawiona główka na zdjęciu należy do dziecka zabitego w majestacie obowiązującego prawa.

Na innych banerach było widać ciałko zabitego dziecka z napisami: "Aborterzy zabijają dzieci z Zespołem Downa" i "Ratuj nas!".

Pytaliśmy delegatów wchodzących na kongres ginekologów, co sądzą o pikiecie. Profesorowie i doktorzy, na których trafiliśmy, nie wyglądali na obojętnych. Przeciwnie, byli widocznie poirytowani. - Trudno to komentować. Nie mam ochoty w ogóle o tym mówić - odpowiedział nam delegat w eleganckim garniturze. Na krótkie pytanie dodatkowe, składające się z jednego słowa: "Dlaczego?", zareagował wybuchem wściekłości: - Ale proszę mnie nie atakować! Palę sobie papierosa! Proszę odejść ode mnie!

Inni delegaci ginekologów, których prosiliśmy o komentarz, byli spokojniejsi, ale też mieli problemy z umotywowaniem swojej negatywnej opinii o pikiecie. - Jestem zdumiony i zbulwersowany - powiedział nam delegat z Warszawy. - Czy może to Pan doktor krótko uzasadnić? - poprosiliśmy. - Nie. Myślę, że to, co powiedziałem, w zupełności wystarczy - zakończył rozmowę.

W trochę większym stopniu swoją opinię ujawnił nam kolejny ginekolog. - To jest uwłaczające godności ludzkiej, szczególnie, że jesteśmy w Europie. To jest średniowiecze, proszę pana - tłumaczył.

- A dlaczego? - zapytaliśmy.

- Dlaczego? Bo proszę pana, decyzja o utrzymaniu ciąży w przypadku wad należy tylko i wyłącznie do pacjentki! - wybuchnął delegat. Odmówił przedstawienia się, powiedział nam tylko, że przyjechał z Warszawy.

Tymczasem obrońcy życia stali sobie dalej spokojnie przed wejściem do Spodka. Biegały między nimi dzieci.

- Nie boi się pani, że doznają szoku na widok tych krwawych zdjęć? - zapytaliśmy Annę Holocher z Czechowic-Dziedzic, prowadzącą portal aborcjatozbrodnia.pl. Na pikietę przyjechała z trzyletnimi bliźniakami Karolem i Maksymilianem.

- Nie, takie małe dzieci jeszcze nie wiedzą, co to jest. Maks powiedział: "O, dziewczynka" na widok tego dziecka już urodzonego. Tego zabitego on po prostu nie widzi, dla niego to jest jakaś czerwona farba - tłumaczyła. - Pikietowaliśmy już z tymi plakatami szpital wojewódzki u Bielsku-Białej, gdzie według naszych informacji też niestety dokonuje się aborcji eugenicznych. Rodziłam w tym szpitalu. Jeden z moim bliźniaków przyszedł na świat z wrodzonym zapaleniem płuc i spędził tam dwa tygodnie pod respiratorem. Lekarze walczyli o jego życie, i to naprawdę z poświęceniem. To jest taka niekonsekwencja, że o jedne dzieci walczą, a inne zabijają - powiedziała.

5-letni syn Kingi Małeckiej-Prybyło z warszawskiej Fundacji PRO już jednak krew na tych zdjęciach rozpoznaje. - Mój Maksymilian pod wpływem wystawy bardzo chciał zgłębić, dlaczego niektórym dzieciom na świecie się dzieje taka krzywda. Później wieczorem modlił się, żeby wszystkie mamy chciały swoje dzieci. Reaguje na tą wystawę bardzo pozytywnie, bez szoku. Rwie się, żeby przy jej organizacji pomagać. Rodzice powinni jednak o tym ze swoim dzieckiem rozmawiać. Językiem dopasowanym do jego wieku, ale mówiąc prawdę. I koniecznie z informacją, że można coś zrobić dla zapobieżenia temu złu - podkreśla.

Tylko jeden delegat na Kongres odważył się podejść do pikietujących, żeby wyrazić swoją sympatię dla nich: profesor Bogdan Chazan, były konsultant krajowy ds. ginekologii i położnictwa, a obecnie dyrektor Szpitala Ginekologiczno-Położniczego im. Świętej Rodziny w Warszawie.

- Być może na tej sali grupa ginekologów, którzy sprzeciwiają się aborcji, jest znacznie większa. Oni potrzebują wsparcia. Chcielibyśmy, żeby oni nasze wsparcie czuli - wyjaśniała Kinga Małecka-Prybyło, trzymając na ręku 2,5-letnią córkę Marysię. - Ginekolog to człowiek o szczególnej misji. To musi być przyjaciel życia, skoro temu życiu od pierwszych chwil towarzyszy. Liczymy na poruszenie wśród lekarzy i wzmocnienie tych, którzy tego potrzebują - stwierdziła.

Obrońcy życia będą pikietować pod Spodkiem także w czwartek 20 września od 18.00 do 19.30.